wtorek, 1 września 2015

244. norweska z łososiem i krewetkami

Do wczorajszej można dodać erratę, że jest to alzacka zupa z kiszonej kapusty na białym winie. Niestety nie mogę zmieć posta, bo zaburzyłoby to dni, każdy post to inny dzień.


Dziś już podeszłam do gotowania mniej newralgicznie, już nie jak do jeża. Ale niestety uświadomiłam sobie, że będzie coraz trudniej. Jeszcze 4 miesiące, albo jeszcze aż cztery miesiące zup. Jak Bóg da...

Wygląda więc na to, że niezauważalnie z wielkiego funu zrobił się głupawy obowiązek. Przestałam czuć przyjemność, a to znaczy jedno - pora zakończyć zupny rok! Kto wie zatem, czy to nie jest jeden z ostatnich postów. Nie mam zamiaru spędzić kolejnych miesięcy cierpiąc i umartwiając się, życie jest za piękne na robienie sobie problemów :)
Jest susza. Autentyczna. I jest prawdziwy wysyp os. Te owady męczą się chyba bardziej niż my. Do domu potrafią też wlecieć zabłąkane szerszenie. Nigdy wcześniej nie zaobserwowałam takiej sytuacji. No ale jak można się dziwić, skoro 1 września, a temperatura jak w tropikach, bliżej czterdziestu stopni...


Dzisiaj taka jedna spowodowała, że posiwiałam w momencie. Gdy zdrowie własnego dziecka jest zagrożone, człowiek od razu traci głowę. Przynajmniej ja tracę...

"Gdy­by nie my, owa­dy byłyby naj­prze­raźliw­szym two­rem przy­rody. Bo życie jest zap­rzecze­niem mecha­niz­mu, a mecha­nizm - życia, owa­dy zaś - to ożywione mecha­niz­my, kpi­na, szy­der­stwo natury... " St. Lem