środa, 29 lipca 2015

210. potage saint - germain

a tak naprawdę jedna z jego odmian i koncepcji szefa danej kuchni, bo tutaj to krem z zielonego groszku i mięty serwowany z grzankami i malinowym coulis. Nie bardzo podobała mi się rola pstrykającego talerz z zupą, czułam się hmm... niezręcznie...No ale cóż, skoro samo sobie zleciłam takie durne zadanie, sama sobie go egzekwuje od siebie samej, to na kogo mogę narzekać i dlaczego mam się czuć niezręcznie. Na własnej skórze doświadczyłam co znaczy siła konwenansów, własnych nawyków, własnych przesądów, danego słowa i tym podobnych rzeczy. Bo to ten sam mechanizm.


Dwie rzeczy. Jak się gdzieś jedzie, to zazwyczaj się kupuje jakieś pierdołki. Moje starsze dziecko zbiera magnezy i jakie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam głupi magnes a na odwrocie: pochodzenie PRC. No ludzie kochani, czy już nawet takie niby pamiątki nie możemy wytwarzać lokalnie tylko w Chinach? To za co ja płace?

No i ranny deszcz przeciągnął się aż do godzin popołudniowych. To druga niezbyt fajna rzecz. Ale za to widok z okna jest cudowny...



"Do prawdziwego funkcjonowania potrzebujemy zainteresowania innych, bez tego tracimy sens własnej osobowości." E. Porawska Poza głębią dźwięków. Delfiny w swej uzdrawiającej mocy.