Dzisiaj myślałam jak się wymiksować z robienia zupy. Najprościej, chciałam zjeść coś poza domem, ale jak zwykle pojawił by się problem kręcenia nosem, szukania zupy. Więc jednak nie najprościej... Trzeba by było znowu w domu coś robić. Nie lubię takich sytuacji, czuję się w nich niekomfortowo. No i mój mąż wyczarował coś, i z głowy. Ale nie wpadłabym na pomysł wsypania dwóch rodzajów makaronów do jakiegokolwiek dania...
Jak ja się cieszę, że żyję w tym miejscu, w tym czasie, w tej kulturze,w tej religii. Generalnie jest dużo tego, co sprawia, że jestem na tak.
Oglądnęłam ostatnio kilka programów o życiu w innej rzeczywistości i społecznej i gospodarczej. Jasne, najprościej patrzeć na jasną stronę, czyli, jak mają bogaci, piękni, biali, rodowici w takim kraju jak np. Belgia, ale jest masa ludzi za nami...co ma gorzej.
Oglądnęłam sprzedawane Tajki do Anglii, jako żony, aranżowane małżeństwa żydowskie, pozyskiwanie soli przez Afrykańczyków i wożenie takich wielkich brykietów na wielbłądach, domy na wodzie w Ameryce Południowej, rysowanie penisów na domach, jako znak szczęścia w Bhutanie i masę innych. To się dzieję naprawdę, teraz, w tej chwili. To jest obok nas. Masakra.
Chcę swoje życie przeżyć tutaj :)
"Ale wie pan, życie to maraton. Pierwsze kroki przychodzą łatwo. Myślisz, że nic nie może Cię zatrzymać. Ale potem przychodzi ból. Z każdym metrem tracisz siły, wydaje Ci się, że nie dasz rady, ale biegniesz dalej. Wciąż na przód, aż do całkowitego wyczerpania. A na końcu czeka Cię zwycięstwo, to pewne. Zwycięstwo." Paul w Ostatni bieg Paula (2013r., reż. K. Riedhof)