Kiełki są extra zawsze. Czy na ciepło, czy prosto z pojemniczka, zawsze są dobre. Więc w zupie też są super. Proste.
Nie powiem, nie jestem na bieżąco z programami kulinarnymi oraz z nazwiskami wielkich kucharzy, a moja wiedza na temat gotowania ogranicza się w zasadzie do wielkiej knigi Kuchnia polska oraz do paru innych ale traktowanych bardziej wybiórczo.
Co prawda wiem jakie kupić warzywa, jakie mięsa są ok, jakie przyprawy do czego, jak chociażby obierać ogórki, żeby nie były cierpkie, jak obrać pomidory ze skórki albo ile coś należy gotować, albo jak zrobić chleb na zakwasie, o chleb to kiedyś był mój konik. Ale nie będę się przechwalać, nie jest to jakieś wielkie łał. Radzę sobie, nie kozaczę i to wszytko.
Dlatego w ogóle nie mogę pojąć, co ja tu robię we własnym blogu. Dobrze, że nie umieszczam przepisów, bo już w ogóle byłoby to dziwne....
"Moje życie ograniczało się teraz do kuchni i strychu: kuchni kardynała Gonzagi i maleńkiej mansardy pod okapem dachu, z żółtymi ścianami i wąskim okienkiem, niewiele szerszej od mych rozpostartych ramion. (...) Gdy rzymskie słońce lizało dachówki nad moją głową, piekłem się niemalże jak porcheta, a moje łóżko zmieniało się w istne koło tortur; obracałem się w nim jak prosie na rożnie, szukając chociażby centymetra zimnej pościeli. W zimowe zaś ranki mój oddech zamarzał w popękanej okiennej szybie, o szerokości dwóch palców, przez którą spoglądałem na południowy wschód ponad morzem dachów, w stronę odległego wzgórza. Schodziłem na dół do pracy, po czym szedłem spać na górę. I tak dzień w dzień." P. Kazan Apetyt