niedziela, 31 maja 2015

151. wietnamska - nie moja ;)

Dziś był inny plan - pojechać, odpocząć, zjeść coś, przyjechać i zrobić w domu własną zupę na kolację, cyknąć zdjęcia i dać na bloga z tematem o czarownicach (napiszę pewnie jutro co nieco, bo faktycznie może być to interesujące) - robiłam to nie raz (w sensie podwójnego jedzenia zup swoich i nie swoich) ale ... dziś mi się nie chce ... trzeba mieć reset ... No i dlatego umieszczam zdjęcia nie swojej ale spróbowanej zupy. Tam w tle majaczy makaron, który nazywam plastikowym, bo jest taki przeźroczysty. Niestety nie mogę napisać, że to co jadłam było dobre i było na prawdę wietnamskie. Jak ja robiłam swoje zupy np. pho, to smak był zupełnie inny, a tutaj, zwykła kostka rosołowa, makaron i trochę kurczaka. Jakby Gesslerka tam weszła to pewnie wypieprzyła by tą zupę na głowę kucharza i zjebała by właścicieli za to, że podają gówno do żarcia ;) Tak się rozpuściłam od codziennego gotowania, że spaczył mi się smak, nic nie mogę już zjeść na mieście ...


Trafiliśmy w Myślenicach na Runmageddon. Ja myślałam że Bieg Rzeźnika (www.biegrzeznika.pl) to jest już najcięższa rzecz do biegania i pokonywania przeszkód w jednym czasie i jak zwykle człowiek całe życie się uczy. Najcięższym biegiem w Polsce jest obecnie Runmagedon na dystansie hardcore, czyli właśnie taki bieg na jakiego trafiliśmy. Że jest to bieg, to raczej za dużo powiedziane, wprawdzie pokonuje się dystans półmaratonu (czyli ponad 21km) ale na tym dystansie jest aż 70 przeszkód. I nie są to byle pierdoły. Obserwowaliśmy jak z góry Chełm biegacze zbiegają i potem zjeżdżają parometrową folią polewaną wodą, potem mają do pokonania duże drewniane motki (takie na których są zawsze umieszczane liny na słupy) a potem mają takie dwie płyty na wysokości 4 metrów ustawione jak stawia się domek z kart, gdzie trzeba na to wbiec (!) i zbiec ... widzieliśmy też kontener wypełniony lodem i wodą, w który trzeba wskoczyć, i po którym należy przeskoczyć przez palące się ognisko, oraz kilkanaście skarp i innych przeszkód na rzece Rabie (nie należy ona do wolno płynących, piaszczystych strumyków), zresztą, poczytajcie sami www.runmageddon.pl Ja tylko zdziwiłam się jednego. Jest to naprawdę coś mega trudnego i patrzę a część zawodników pokonywała te przeszkody samotnie (!)... trochę mi się to w głowie nie mieściło, na Rzeźnika musisz mieć partnera, musisz mieć kogoś z kim biegniesz, a tutaj, gdzie piszą że 90%przeszkód nie da się pokonać, jesteś sam? Co prawda, jak nie jesteś w stanie pokonać jakiejś przeszkody to robisz karnie 30 udziwnionych pompko-przysiadów (też widziałam na własne oczy takiego zawodnika na 16stym kilometrze), no ale widać było, że jest sam. Niesamowite. Kończę, bo dzień się nie skończył ani jeszcze przewidziane w nim atrakcje :)

"Człowiek odkrywa siebie, kiedy zmierzy się z przeszkodami" A. de Saint-Exupery