sobota, 26 grudnia 2015

360. barszcz czerwony z uszkami

Muszę przyznać, ze jem go od wigilii. Albo powiem inaczej: w wigilię jadłam trzy zupy, wczoraj dwie, a dziś na razie tylko barszcz czerwony z uszkami. Jakoś nie psuje mi to koncepcji postanowienia codziennie inna zupa, bo są zawsze niepowtarzalne, a czasem jest nadprogramowo coś :)

Dziś wywiązała się fajna dyskusja, po słuchaniu audycji o kulturze i fobiach społecznych, które nakładają się m.in. na nasze postrzeganie nas samych w czasoprzestrzeni. No bo ludzie z naszej kultury, jak przeżywają śmierć kliniczną, to widzą światełko w tunelu na końcu którego są zmarli, nasi najbliżsi, zazwyczaj dziadkowie. A już w Indiach jest co prawda światełko tunelu, ale towarzyszy mu poczucie nirwany (oni mają wiarę w reinkarnację), nikogo tam nie widzą.

I ja sobie powiedziałam, jak się odrodzę na nowo, to chciałabym być naukowcem w nowym życiu. Tylko i wyłącznie i bezbrzeżnie zająć się nauką. A moje starsze dziecko: "Weź ty mamo sobie zaplanuj jakieś życie, w którym byś po prostu odpoczęła i nic nie robiła."

Jak to miło, jak dziecko tak dobrze rodzica postrzega, normalnie miód na moje uszy :)