Ciekawa w smaku. Gotowana w całości na soku z granatu, bez wody. Fajne połączenie, a nie spodziewałam się.
Dzisiaj chciałam napisać coś mądrego, więc wzięłam z półki pierwszą lepszą książkę, ociekającą wiedzą, a mianowicie "Wielcy twórcy literatury polskiej i ich dzieła" G. Łoś. Pozycja znana dla każdego licealisty, chociaż mój maż zastrzega się, że takiego czegoś na oczy nie widział. Na pierwszej stronie "Legenda o św. Aleksym", już można podejrzewać, co to będzie:
"Rozdał swe rucho żebrakom,
Śrzebro, złoto popom, żakom.
Więc sam pod kościołem siedział
A o jego księstwie nikt nie widział"
Cudownie. Niecierpliwie można czekać końca opowieści. Od razu przypomniała mi się nietrafiona książeczka dla mojej pociechy "Szczęśliwy książę" O. Wilde, gdzie koniec przypomina armagedon i dziecko zamiast zasnąć może wziąć i zapłakać się na śmierć:
"(...)Jaskółeczka co dzień odrywała kilka złotych blaszek, po czym zanosiła je biednym ludziom. Kiedy podarowała ostatnią, okazało się, że nadeszła zima i nie może odlecieć do ciepłych krajów. Kilka dni później zmarznięta i głodna jaskółeczka umarła, a wtedy ołowiane serce księcia pękło z żalu."
No i co, można się domyślać, dlaczego tyle osób, ani nie czyta książek, ani nie czyta dzieciom. Nie wiadomo, czy nie wyjdą na tym lepiej, niż ja ;)
"Niechby się wreszcie z grubsza okazało,
czym będzie, skoro jest" S. Szymborska