środa, 17 czerwca 2015

168. chłodnik litewski

Czyli kilo trawy na talerzu ihhhhaa, patataj patataj patataj... Wróć koniku. Mi to w sumie ta botwinka na zimno smakuje ale ja jestem dziwna w materii zup, więc mnie nie należy się pytać ;)


Tak, było głośno ostatnio w mediach na temat kampanii Fundacji Mamy i Taty odnośnie nieodkładania macierzyństwa na później. Tak, to chodzi o ten filmik na którym pani przechadza się po swojej urządzonej ze smakiem chałupie, wylicza swoje osiągniecia i smutnym wzrokiem spogląda na ogród. Oczywiście sieć eksplodowała, szyderstwom nie było końca. Ja powiem jak to jest z mojej perspektywy. Pierwsze dziecko rodziłam w czasach kiedy szczytem było dorabianie się, posiadanie etatu, pracy w której się zasuwało od rana do wieczora i nic poza nią się nie widziało, ani o niczym innym się nie rozmawiało. Na ekranach gościł serial TVN "Magda M.", który to bodajże w środku tygodnia leciał o jakiejś magicznej porze bliżej 23ciej, i traktował o życiu singlów goniących za miłością. Oczywiście singlów ustawionych w dobrych robotach, żyjących tylko robotą i zakupami i ewentualnie wczasami. Miodzio wizerunek. I w tych czasach prawie 100% moich rówieśników i osób około mojego wieku jednoznacznie przepowiadało mi że zgniję, razem z moim dzieckiem. Że zmarnowałam sobie życie. Po prostu już powinnam sobie po skończonych studiach strzelić w łeb. Niestety trochę z przekory, jakoś sobie poradziliśmy z mężem. I to nawet bez rodziców na podorędziu, którym można by było "mojego bachora" podrzucić. Byliśmy zupełnie sami i dało radę. Potem czasy się zmieniały. Ludzie zaczęli widzieć, ze praca to nie wszystko, mrzonki pod tytułem "szukam idealnej połówki" też nie zaspokajają tematu idei życia. Zaczęli się parować, rozmnażać, wracać szybciej z pracy, mieć inne zainteresowania poza pracą i generalnie pojawił się wielki oddech. Zmieniły się trochę czasy i dobrze. A z tym namawianiem na macierzyństwo...hmmm w bogatych, białych społeczeństwach faktycznie jest problem z dzietnością ale myślę, że Polaków to nie dotyczy. Dla mnie akcja szczytna, acz nie trafiona albo rozminięta w czasie.