poniedziałek, 15 czerwca 2015

166. chłodnik z kiwi

To jest słodki chłodnik, chociaż samo kiwi jest wątpliwie słodkim owocem. Znam/łam taką dziewczynę, co miała uczulenie na kiwi. Opowiedziała mi, że pojawiło się u niej tak zupełnie nagle. Po prostu zawsze obżerała się nimi (i to na serio), aż któregoś dnia zaczął jej drętwieć język, najpierw na koniuszku, a potem całe gardło... No było nieciekawie. Aczkolwiek teraz czasem jada kiwi dla adrenaliny, czuje takie drętwienie języka - no można i tak ;)



Moje starsze dziecko mocno przeżywa, gdy któraś z koleżanek kupi taką samą rzecz do ubrania, jak ma ona. Zachowuje się tak, jak kobietki, które na przyjęciu spostrzegły, że ktoś ma taką samą sukienkę, jak i one. Dramat. No i ja mogę to tłumaczyć jej, że jest najmodniejsza, tworzy trendy, patrzą na to co nosi itp. itd. ale tak na prawdę, w głębi duszy wiem, że mnie to też by wkurwiało. Idziesz z mamą na zakupy, upolujesz coś już wcześniej na internecie (sieciówki mają strony internetowe, teraz jest łatwiej, i sieciówki są modne, nie może to być butik, ma być tak, jak inni, ale nie do końca), namówisz mamę miną zbolałą i tysiącem przyrzeczeń, spocisz się przy tym niemiłosiernie wymyślając coś, co by połknęła i masz tą rzecz. Ubierzesz ją raz a dzień, dwa, tydzień później albo najpóźniej na wyprzedażach, jak jeszcze jest, jakaś laska kupi to samo i Ci powie "bo to takie fajne". No w mordę jeża. Też bym się zagotowała, chociaż każę jej być stoikiem :)

W mojej poprzedniej pracy był taki przypadek, co wkurwiał moje "koleżanki"(dobrze im tak, niech się duszą w tym sosie niby przyjaźni aż do emerytury) - jak one cos sobie wybrały, to ta laska, mając kasę od zamożniejszych teściów i ojca, ryp kupiła. I nawet nie postarała się, żeby kupić inny kolor, kupiła kapka w kapkę to samo. Bez względu na to, że jedna, czy druga ileś tam zbierały na tą rzecz, ileś tam wybierały ją. Strach było pokazywać, co się ma w domu. Robiła takie same inwestycje. Dodatkowo jak coś potrzebowała, to się ich pytała, co mają, co kupiły, co wybrały i dokładnie gdzie. I tam jechała i kupowała to samo. One się uśmiechały, a jak wychodziła to jeździły po niej, jak po burej kobyle, że takie bezguście wkurwiające, że żyje na koszt innych, że muszą ją kiedyś w coś wpakować, żeby kupiła jakąś szmirę. A jak przychodziła, to wszystkie usta w dziób, zero kłótni, jesteśmy tak świetnie zgrane, że tylko trzymamy się za łapki i śpiewany razem kolędy ;)

I oto wpadł mi taki zajebisty artykuł w łapki, o tym czy jesteś satysfakcjonalistą czy maksymalistą. Satysfakcjonalista, to osoba, która deleguje wybór na innych. Laska z pracy była skrajnym przypadkiem, takim kompletnie bez refleksji, co by chciała robić i mieć w życiu. Satysfakcjonalista, gdy ma kupić komputer, to nie spędza w internecie godzin na przeglądaniu sklepów ze sprzętem komputerowym i śledzeniu recenzji, tylko dzwoni po radę do przyjaciela, którego uważa za eksperta w dziedzinie, albo do kolegi, który nie jest ekspertem ale właśnie sprawił sobie nowy laptop. Czy to będzie najlepszy laptop z możliwych? Pewnie nie, ale będzie "wystarczająco dobry". Bo maksymalista szuka najlepszego, i to go zabija. Gdzieś po drodze są ludzie, którzy robią, trochę tak, trochę tak, ze względu na to czy sprawa dla nich ma znaczenie, czy nie ma i jest git. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale przesłanie jest proste - mniej wybieraj, bardziej ciesz się życiem. Ja to łapię :)

"Zgoda na to, co "wystarczająco dobre". Ludzi, którzy w taki sposób dokonują wyborów, nazywam satysfakcjonalistami. Nie poświęcą miesiąca na gorączkowe przeglądnie "ocen" hoteli w internecie, żeby wybrać miejsce na wakacje. To maksymaliści tak robią, a potem są tak wyczerpani rozważaniem wszystkich "za" i "przeciw", że często nigdzie nie jadą. A jeśli nawet pojadą, to przez dwa tygodnie się męczą, bo przecież gdzieś indziej, na pewno byłoby lepiej." prof. B. Schwarz "Książe z bajki cię wykończy" GW13-14.06.2015.