Bo do obiadu dobry jest śledź ;) Dzisiejszy dzień to święconka i wałkowanie tematu śmierci i zmartwychwstania. Chociaż, jak dla mnie jedynymi świętami to jest wolne 1-3 maja, wtedy najmniej widać ludzi. W takie święta jak dziś to i tak wszystkie sklepy są czynne niemalże do ostatniej minuty, i jakby mogli, to nie zamykali by ich a na pewno znalazło by się stado chętnych na zakupy. I przypomnijmy, wszyscy narzekają na biedę...Wracając do śmierci, oglądałam kiedyś film gdzie zapłata za prace była umieszczana na przegubie dłoni w czytniku podającym liczbę godzin lub minut życia. Za wszystkie usługi płaciło się właśnie tymi minutami, godzinami, dniami. I oczywiście istnieli bogaci, którzy nie umierali nigdy mają jakąś niewyobrażalną liczbę milionów lat. W dzisiejszej wyborczej temat pociągnięty w artykule "Nadciągają zbędni ludzie":
"Yuval Noah Harari: (...): Po raz pierwszy w historii, jeśli jestem dostatecznie bogaty, to być może nie będę musiał umrzeć
Daniel Kahmeman: Śmierć staje się sprawą wyboru.
Yuval Noah Harari: Tak. Jeżeli pomyśleć o tym z punktu widzenia biednych, to wydaje się to straszne, bo w całej historii śmierć była wielkim sprawiedliwym sędzią. W trakcie całej historii wielką pociechą dla biednych było myślenie: no dobrze, tym bogatym tak się wiedzie, ale umrą dokładnie tak jak ja. A teraz pomyśl o świecie, powiedzmy za 50 czy za 100 lat, w którym ci biedni ludzie nadal będą umierać, a bogaci oprócz dobrobytu, wygód itp. zyskają także zwolnienie od śmierci. To wywoła wielki gniew."
A jakby miał się ten gniew objawić? Jak ta rewolucja miałaby wyglądać?