sobota, 25 kwietnia 2015

115. kminkowa

Ta zupa jest genialna! To jest obecnie największe moje odkrycie kulinarne i mówię to całkiem serio. Nie mam pojęcia dlaczego nikt nigdy mi jej nie ugotował. Jest rewelacyjna.


Z kminkiem (nie mylić z kminem rzymskim), który w gwarze zwany był również kminem, anyżkiem lub warmuzem, łączę historię z dzieciństwa. W zasadzie to ona "na siłę" ukształtowała mój smak. Jak byłam małą dziewczynką, to na stołach po całej rodzinie, królowały wypiekane takie grube paluchy. Oczywiście z kminkiem. Szczerze nienawidziłam tej przyprawy, zawsze się złościłam, że musieli te smaczne paluchy tak zepsuć. Aż kiedyś tata mi powiedział, żebym jadła kminek, bo jest dobry na wiatry. Nie zapytałam o co chodzi z tymi wiatrami, tylko jak to małe dziecko, zrozumiałam po swojemu. Żeby mnie wiatr nie położył, to trzeba jeść kminek - jezuu co za naiwność... I na siłę mordowałam, przeżuwałam ten kminek, z upartością małego uparciuszka, aż razu pewnego po prostu przyzwyczaiłam się tak do niego, że mi posmakował. Oto siła wyobraźni :)

"Upartość w niektórych trwa chwilę, lecz są i tacy, u których trwa całe życie..."