Do wczorajszej można dodać erratę, że jest to alzacka zupa z kiszonej kapusty na białym winie. Niestety nie mogę zmieć posta, bo zaburzyłoby to dni, każdy post to inny dzień.
Dziś już podeszłam do gotowania mniej newralgicznie, już
nie jak do jeża. Ale niestety uświadomiłam sobie, że będzie coraz
trudniej. Jeszcze 4 miesiące, albo jeszcze aż cztery miesiące zup. Jak
Bóg da...
Wygląda więc na to, że niezauważalnie z
wielkiego funu zrobił się głupawy obowiązek. Przestałam czuć
przyjemność, a to znaczy jedno - pora zakończyć zupny rok! Kto wie zatem, czy to nie jest jeden z ostatnich postów. Nie mam zamiaru spędzić kolejnych miesięcy cierpiąc i umartwiając się, życie jest za piękne na robienie sobie problemów :)
Jest susza. Autentyczna. I jest prawdziwy wysyp os. Te owady męczą się chyba bardziej niż my. Do domu potrafią też wlecieć zabłąkane szerszenie. Nigdy wcześniej nie zaobserwowałam takiej sytuacji. No ale jak można się dziwić, skoro 1 września, a temperatura jak w tropikach, bliżej czterdziestu stopni...
Dzisiaj taka jedna spowodowała, że posiwiałam w momencie. Gdy zdrowie własnego dziecka jest zagrożone, człowiek od razu traci głowę. Przynajmniej ja tracę...
"Gdyby nie my, owady byłyby najprzeraźliwszym tworem przyrody.
Bo życie jest zaprzeczeniem mechanizmu, a mechanizm - życia, owady
zaś - to ożywione mechanizmy, kpina, szyderstwo natury... " St. Lem